poniedziałek, 3 lutego 2014

Szczęście

Mijał kolejny jesienny dzień jakich wiele. Słońce świeciło na prawie bezchmurnym niebie, delikatnie ogrzewając miasto. Mimo tego było zimno, lodowaty wiatr wiał ostro. Przeszywał zimnem nieliczne ofiary, które stanęły mu na drodze. Wszędzie panowała nieznośna pustka. Wydawać by się mogło, że Ostrowiec opustoszał. Jedynymi oznakami życia były przejeżdżające z rzadka samochody.

Irytująca nuda i głód nikotynowy skłoniły mnie do opuszczenia ciepłego domu i spaceru do miasta. Zakup papierosów, chwila w ulubionej księgarni i spotkanie kilku znajomych były wyczynem przy tej temperaturze. Wątpliwości jednak szybko uleciały i nim rozważyłem sensowność decyzji, już przechodziłem przez pierwsze ulice. Grubo ubrany, ze słuchawkami w uszach powoli mijałem kolejne skrzyżowania i uliczki. Starałem się skupić na muzyce, odciąć od odczuwanego zimna, nie widzieć mijanych domów, smutno sygnalizujących jak długą drogę muszę jeszcze przebyć. Moją uwagę przykuły biegające dzieci. Kilku około dziesięcioletnich chłopców ganiało się i kopało piłkę. Cicha muzyka płynąca z słuchawek została zagłuszona przez ich krzyki. Znad szalików wyłaniały się usta wykrzywione w szczerym uśmiechu, których granice wyznaczały czerwone policzki. Za nic mieli niską temperaturę.
Widok ten dodał mi sił. Pozwolił na chwilę zapomnieć o lodowatych podmuchach. Niestety zazdrosny wiatr upomniał się o swoje i znów gnany zimnem ruszyłem przed siebie. Wtem mój wzrok wyłapał nikły błysk na ziemi. Wśród trawy za budką TP leżało kilka monet. Nie namyślając się zbyt długo sięgnąłem po nie i stało się coś dziwnego.

Uszy przyzwyczajone do dziecięcych krzyków zarejestrowały zmianę w natężeniu dźwięków. Wiedziałem, że stało się coś dziwnego. Zdałem sobie sprawę z wszechobecnej ciszy.
Chłopcy porzucili swoje zabawy i uważnie mi się przyglądali. Mimo odległości między nami zauważyłem niepokój malujący się na ich twarzach. Zrozumiałem, że to były ich oszczędności. Około trzech pięćdziesiąt skrzętnie, acz nieudolnie schowane w trawie. Dla mnie to kilka papierosów, może jedno piwo, ale dla tych malców zapewne cały majątek. Stosik dziesięcio- i dwudziestogroszówek zbieranych przez dłuższy czas. Ogromny skarb za który można by kupić wiele wspaniałych rzeczy jak słodycze, chipsy, a nawet jakąś tanią zabawkę.

Czując na sobie chłopięcy wzrok cofnąłem rękę i poszedłem dalej. Jednak zanim się odwróciłem zdążyłem wyłapać przelotny uśmiech pojawiający się na jednej czy dwóch twarzach.
Może to zabrzmi naiwnie, ale ta śmieszna kwota była gwarantem ich szczęścia. Środkiem za pomocą którego byliby w stanie spełniać drobne codzienne zachcianki, by móc marzyć. Marzyć o rzeczach odległych i wielkich, które były poza zasięgiem tych małych rączek, ale skoro da się odłożyć pieniądze za które w każdej chwili można kupić batona, to dlaczego wyprawa w kosmos miałaby być niemożliwa?

Niby zachowanie tych chłopców było naiwne. Niby kwota którą uzbierali śmieszna. Jednak nikt się nie śmieje. Każdy podświadomie wyczuwa, że nie wypada. A wszystko przez to „niby”.
Po zastanowieniu dochodzimy do wniosku, że to wcale nie było głupie. Bowiem te właśnie dzieci zrobiły coś, na co większość dorosłych nie ma odwagi. Spróbowały spełnić swoje marzenia.
Jasne, pewnie większość z nich w przyszłości będzie się wstydziło poświęcenia za tak śmieszne pieniądze. Może niektórzy z nich znajdą pracę na etacie, założą rodziny i kupią dom na kredyt, jednak ziarno wątpliwości zostało zasiane. Kto wie, co z niego wykiełkuje.

Gdy tylko się odwróciłem, dzieci wróciły do swoich zabaw. Zapewne nim minęło dziesięć minut zapomniały o całym zdarzeniu. Ja też powinienem zapomnieć, ale wciąż tkwi ono w mej głowie i każe przelać się na papier. To zasługa tych chłopięcych twarzy, na których malowały się szczere, nieskażone rzeczywistością uczucia.

Nie bójmy się marzyć i dążyć do realizacji tychże marzeń, mimo iż już nie mamy -nastu lat. Róbmy wszystko by się spełnić, żyć szczęśliwie i w pełni, nawet jeśli mielibyśmy zaczynać od trzech pięćdziesiąt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz