Wiem jak to miewam w zwyczaju, znów nie dotrzymałem obiecanych terminów. Szczerze mówiąc podziwiam tych, którzy tu wchodzą, mi osobiście by się nie chciało :-) .
Jako, że nie posiadam aktualnie jakiejś weny i me myśli skupiają się na innych rzeczach (czytaj: kupiem se nowego laptopa i jaram się Wiedźminem), zamieszczam tu kolejną część znanego (ok, już możecie przestać się śmiać^^) i lubianego (przeze mnie na pewno^^) rankingu.
Dobra wstęp ukończony, przejdźmy więc do sedna, czyli gier.
6. Call of Duty 2
Tym razem mamy do czyniania z FPS-em, którego akcja toczy się w czasie II Wojny Światowej. Co ciekawe nie gramy wciąż tą samą osobą. Gra dzieli się na trzy kampanie, w każdej wcielamy się w inną osobę. Tytuł ten był pod wieloma względami innowacyjny i wprowadzał rozwiązania, bez który ciężko sobie wyobrazić współczesnego FPS-a. Najważniejszym i najbardziej kontrowersyjnym było usunięcie jakiegokolwiek oznaczenia życia. Odtąd, gdy nasz heros był ciężko ranny, wystarczyło na chwilę ukryć się pod ostrzałem.
Pomysł niezbyt oryginalny, bo wzięty z tytułów konsolowych, ale trafiony, gdyż pozwalał na znaczne przyspieszenie akcji. W końcu twórca mógł stworzyć sporą batalię i nie być posądzany o nadmierne utrudnianie gry.
Nie oszukujmy się, rozwiązanie to, a przez co i powyższy tytuł miały znaczny wpływ na wzrost hollywoodyzacji gier, lecz czyż nie przyjemniej ubić dziesięciu Niemców/obcych/czegokolwiek, niż zaledwie pięciu?
Cóż po za tym oferuje nam ten wspaniały tytuł? Ano całkiem sporo. Mamy trzy świetne kampanie. Niestety są bardzo krótkie, a więc i dlugość gry jest "współczesna". Opowiadają one o walkach w różnych miejscach. Pozwala to na sporą różnorodność lokacji, co twórcy wykorzystali, dając nam naprawdę różne miejsca, w których będziemy ubijać Niemców. Ponadto całą grę towarzyszy na niesamowity klimat i świetna muzyka pogłębiająca poczucie doniosłości chwili(szczególnie jest to odczuwalne w kampanii radzieckiej). Również spory zasób ówczesnych zabawek, za pomocą których anihilujemy Niemców jest sporym plusem. Giwery wyraźnie różnią się od siebie, a jest ich tyle, że każdy powinien znaleźć jakiegoś ulubieńca.
Podsumowując mamy tu przykład świetnego FPS-a, z akcją osadzoną w czasach II Wojny Światowej. Gra nie jest trudna, a satysfakcja związana z jej ukończeniem jest nielicha, więc mogę ją z zystym sercem każdemu polecić.
Tak na marginesie za wadę można uznać desant na plaży Omaha. Nie żeby był zły, ale jest nieporównywalnie słabszy niż ten z Medal of Honor, a przez to pozostawia uczucie niedosytu.
5.Unreal Tournament
Nierealny turniej. Niesamowita gra, do której idealnie pasuje jej tytuł. Jest to niezwykle ważna dla mnie pozycja. Mówimy o pierwszym FPS-ie w jaki grałem. Mówimy też o pierwszej grze, która była w stanie pokazać mi jak duże znaczenie ma skill.
Niesamowite tempo, do którego potrzeba naprawde dużo czasu, żeby się przyzwyczaić(a które można jeszcze podkręcić). Już samo ono pożerało początkujących graczy na śniadanie, a imię pożartych legion. Coś jednak sprawiało, że człowiek siadał ponownie pełen nowych sił i determinacji...
i znów ginął. I tak przez wiele rund.
No cóż trzeba przyznać, że kiedyś gry nie patyczkowały się z graczem, jak to teraz ma miejsce, a UT jest wspaniałym przykładem tytułu, w którym, aby cokolwiek znaczyć, trzeba być naprawdę dobrym.
Jednak gra ta posiadała również niesamowitą grywalność, w końcu zdołała zapać w pamięć i graczy i doczekać się trzech kontynuacji.
Na miodność tytułu wpłynęło jego ogólne dopracowanie. Genialna muzyka, wspaniale podkreślająca szalone tempo, ciekawe bronie, których moc była odczuwalna i genialne mapy. Te elementy uczyniły Tournamenta wielkim.
Muszę was jednak ostrzec przed tym tytułem. Otóż gra wyglądała w nim następująco: skok w bok, szybka seria w trakcie sprintu, złapanie nowej broni, skok w którego trakcie wystrzeliwujemy granata z tamtejszej wariacji na temat shotguna i to wszystko dzieje się o wiele szybciej niż przeczytanie owych akcji. Tak, ta gra nie wybacza błędów. I nawet boty są nielichym wyzwaniem. Najlepszym tego dowodem były wszechobecna poradniki, jak pokonać kompa na najwyższym poziomie trudności-godlike.
Ponadto najstarsza część de facto już w internecie nie żyje. Z tego co mi wiadmo można jednak bez większych problemów znaleźć graczy, grających w dwie ostatnie części: UT 2004 i UT 3. Jednak w 2004 grają głównie weterni, więc świeżak robi za mięso armatnie, lub upierdliwą przeszkadzją z drużyny. Nie wiem, jak sprawa się ma w UT3, więc się na ten temat nie wypowiadam.
Warto jednak poznać tą serię i przynajmniej raz na jakiś czas zagrać meczyk z botami. To jeden z najlepszych tytułów, jaki można wykorzystać do wspominek "starych, dobrych czasów".
4. GTA: Vice City
Vice City to gra, którą ciężko opisać słowami (a jeszcze ciężej to uczynić taką ich ilością, jaka jest zarezerwowana wpisowi). Nie będę więc starał się, jak najbardziej dokładnie opisać wartościowe aspekty tego tytułu, gdyż słusznie uchodzi on za grę kultową.
W zasadzie mógłbym tu wsadzić dowolną część serii, jadnak Vice City ma ogromną przewgę nad swoim "rodzeństwem". Jest nią klimat.
Akcja gry toczy się w tytułowym mieście, wzrozowanym zresztą na Miami z serialu Miami Vice. Wydarzenia zarówno w grze, jak i serialu mają miejsce w latach 80-tych ubiegłego stulecia.
Tak, tych kiczowatych i przesadzonych latach 80-tych.
I gdy spoglądamy na ten tytuł z błogim niedowierzaniem, bo jak umieszczać akcję w chyba najbardziej kultowym okresie historii najnowszej? To by było zbyt piękne, żeby mogło powstać. Wtedy to rozpoczynamy grę Tommym Vercettim (który jest pieruńsko ciekawą postacią), wsiadamy na najbliższy motor (zaznajamiając jego poprzedniego właściciela z naszym łokciem) i śmigamy przed siebie, w kierunku malowniczo zachodzącego słońca. Całość obrazu dopełnia energiczna muzyka, płynąca z radia.
No właśnie łatwo sobie wyobrazić siłę tego obrazu, a to dopiero przedsmak tego co nasz czeka w Vice City.
Warto również dodać o sporym humorze twórców, którzy w genialny scenariusz wpletli zabawne dialogi, które idealnie pasują do klimatu tego tytułu.
Ponadto mamy wiele odniesień do seriali i filmów gangsterskich. Prócz tytułu wsponę tylko o jednym z wielu świetnych nawiązań. Ukazują one skrajnie różne, jadnkże równie prawdziwie i sugestywne obrazy tamtych lat.
Tym komentarzem kończę przedostatnią część rankingu (która postawała w niemałych bólach). Mam nadzieję, że wróce do dawnej formy, a może ją rozwinę i będziecie czytali tu coraz więcej, coraz lepszych tekstów.
P.S. To nagłe wyśrodkowanie to skutek dziwactwa komputera, z którym nie mogę sobie poradzić. Proszę więc o wybaczenie za tą dziwną kompozycję.
P.S.2 "Pozdrowienia" dla portalu Katedra, za zorganizowanie konkursu, przypomnienie o upływie nadsyłania prac... i olaniu uczestników. Tak się nie robi, oj nie.
To do następnego wpisu.