sobota, 25 czerwca 2011

Black Jack część 2.

Yo ludzia!

Kontunuujmy więc ten na cholerę komukolwiek potrzebny ranking, który, stwierdzając po ilości komentarzy do pierwszej części(a raczej ich braku), jest przez was normalnie ubóstwiany ^^.

18. Total Overdose



Jeśli szukacie, ambitnej fabuły, niejednoznacznych postaci i głębokich uczuć, to omijajcie ten tytuł szerokim łukiem.
W Total Overdose mamy do czynienia z bezmyślną jatką w najczystrzej postaci. By była jasność, jakaś tam fabuła podobno istnieje, ale szczerze mówiąc kogo ona obchodzi.
Ten tytuł oferuje nam wyczynianie możliwość wyczyniania takich akrobacji, że nie zdziwilibyśmy się, gdyby główny bohater okazał się nieślubnym dzieckiem Neo i Maxa Payne'a.
Ponadto z czasem(a dokładniej z każdą zebraną specjalną znadźką) nasz heros otrzymuje możliwość dzierżenia coraz to różniejszych broni w dwóch sztukach naraz(każda do jednej ręki). Dochodzą jeszcze specjalne wspomagacze, lub przyzywanie pomocników jak choćby facet przebrany w szkieleta z Bazooką - typowy strój na święto zmarłych w Ameryce Łacińskiej(niestety oficjalnie bez Bazooki).
Dodajmy jeszcze spory arsenał, jaki dzierży główny bohater i naprawdę wiele rzeczy robiących duże boom.
Całość umieśćmy w klimatach meksykańsko podobnych i już mamy ogónie wyobrażenie o Totalnym Przedawkowaniu.
Ta gra ma wielkie cojones!

17. Medieval: Total War
Zacznę od pewnego spostrzeżenia, na temat gier, a konkretniej ich tytułów. Czemu każdy ich człon jest pisany z wielkiej litery, ani to poprawne, ani wpływające na odbiór. Osobiście obstawiam, iż twórcy leczą w ten sposób swoje komleksy(wiecie: człon, wielka litera) ;-).


Co do powyższego tytułu. Jest to jedna z gier, z serii Total War, która pozwala nam wcielić się we Władcę Bardzo Złego I Silnego (lub trzecirzędnego władykę, ale nie czepiajmy się szczegółów), który toczy bitwy, wysyłając na rzeź kwiat rycerstwa(czytaj: tą nędzną hałastrę).
Ogólne rzecz ujmując, gracz wciela się w króla, lub innego shoguna(wszystko zależy od czasów i miejsca, w którym się toczy akcja danego tytułu z serii). Mamy za zadanie przekształcić nasze państwo w potęgę, zarówno gospodarczą, jak i militarną, czy terytorialną. W tymże celu wykorzystujemy wszelkie dostępne sposoby, takie jak choćby ożenki z właściwymi osobami, ale także zabójstwa.
Jak łatwo zauważyć, na drodze, do utworzenia naszego mocarstwa w Starym Świecie/Japonii/ na świecie, stoją inne państwa, a nie zawsze jest miło i nie wiedzieć czemu, nasi kochani sąsiedzi nie są zbyt skorzy do oddawania nam swych ziem. Taka sytuacja prowadzi do wybuchu wojen, a te się równoznacze z prowadzeniem tego, co tygrysy kochają najbardziej czyli bitew.
Ciekawym i nowatorskim pomysłem (jak na czasy pierwszego tytułu), było ukazanie oddadziału, jako grupy jednostek. Wierzcie mi niewiele rzeczy jest piękniejszych, od widoku garstki naszych dzielnych wojaków, goniących uciekające w panice jednostki wroga.
Kolejnym atutem gry jest wątpliwy walor edukacyjny, za jaki można uznać zrozumienie władców państw zaborczych (szczególnie cara). Otóż po zajęciu nowych ziem, wchodzących w skład naszego Najpotęzniejszego Imperium Wszechczasów, często wybuchają bunty. Sytuacja nie jest tragiczna, chyba, że postanawiamy zwiększać swój prestiż jedynie za pomocą bismarckowskiej koepcji krwi i żelaza(co wyżej podpisany z niekłamaną przyjemnością czynił). Wtedy morale mieszkańców naszgo państwa nie są zbyt przychyle aktualnej władzy. Prowadzi to do masowych buntów, które są naprawde upierdliwe. Szczerze mówiąc, między innymi dzięki tej grze zrozumiałem, jak bolesnym wrzodem byliśmy na rzyci Rosji. Ba! nawet zacząłem współczuć carom, że muszą się z nami męczyć(choć trzeba to uznać za sprawiedliwość losu, w końcu wiedzieli w co się pakują. Inna sprawa, że początkowo Katarzyna II nie była przychylna zaborom).

16.Painkiller


Jedyna polska gra w tym zestawieniu. Pogromca Serious Sama.
Szczerze mówiąc ciężko mi powiedzieć cokolwiek odkrywczego o tym tytule, gdy nic odkrywczego w nim nie ma. Gra polega na mordowaniu hord wrogów, jednak jest w niej kilka naprawdę wspaniałych pomysłów.
Pierwsze pirmo: klimat.
Akcja Painkillera dzieje się w przedsionku piekła, trudno więc się dziwić, iż swych bojów nie będziemy toczyć na kwiecistych łąkach.
Nie jest to jednak tanie epatowanie mrokiem, jakże popularne ostatnim czasy(szczególnie wśród emo). Lkacje są oryginalne, nierzadko klimaty zachaczają o lekką psychodelę(vide mój ulubiony psychiatryk-choć w takiej lokacji trzeba się naprawde mocno postarać by nie była klimatyczna).
Drugie primo: bossowie.
Naszym zadaniem (prócz kreaturobójwsta oczywiście^^) jest dotarcie do Lucyfera i dosyć mocne wyłożenie mu naszych racji rakietnicą między oczy. Aby jednak nie było za łatwo Wielki Zły Szefu(nie mylić Małym Złym Ex-premierem ^^) wysyła rzecz(czwartą, a nawet wpół do piątej xD) swych sługusów. Ich rola w zasadzie ogranicza się do stwierdzenia mięso armatnie, aczkolwiek raz na jakiś czas przyjdzie nam zmierzyć się z jednym z najsilniejszych poddanych Złego.
Są oni pieruńsko silni, ogromni(co widać na zamieszczonym do tej gry screenie) i dosyć wredni. Naszym zadaniem jest odnalezienie słabego punktu tegoż bydlaka i wyprucie w niego ilość amunicji porównywalną z przeciętnym uzbrojeniem małego garnizmonu.
Ogólnie bossowie są potężnymi bydlakami, którzy, aż sie proszą by wypruć z nich ich demoniczną posokę, a to ogromny plus.
Ostatnie primo: bronie.
Kolesie z People Can Fly mają nieźle pomieszane w głowie. Najlepszym tego dowodem jest właśnie oręż jakiego używamy. Wprawdzie zdarzają się pojedyńcze typy "normalnej broni" to mają one pewne fajne włąściwości(np. minigun, który może strzelać jak rakietnica-jeeee^^). Jednak nic nie przebija dwóch śliczontek- tytułowego Painkillera, którym jest, bardzo mile rozcinająca wrogów piła(nazwa też w sumie pasuje, bo po kontakcie z nią niemożliwym jest, aby wróg odczuwał ból-lub cokolwiek innego), druga piękność to słynna kołkownica. Broń ta działa w zasadzie, jak shotgun, jednakże strzela kołkiem. Wierzcie mi ta teoretycznie kosmetyczna zmiana ma ogromny wpływ na wysoki poziom fajności Painkillera.
Każdy kto choć raz przybił wroga kołkiem do ściany, będzie wiedział, jaką moc ma ta broń, a reszta musi tego jak najszybcie spróbować.
Krótko mówiąc, jeśli miałaby być jedna rzecz, dla której warto Painkillera odpalić, to jest nią właśnie kołkownica.

Na tym kończę drugą część cyklu. Prosze was o komentarze, co do mojego stylu, jak i treści, no i podrzucajcie fajne filmy,muzykę, gry i komiksy, bo jestem na głodzie, a to w wakacje nie jest dobra rzecz.

To do następnego wpisu.

niedziela, 19 czerwca 2011

Gi mi som kukis !!!!!!!!!!!!!! xD

Yo ludzia!

Wreszcie net mi naprawili i google nie włączają się minutę(lub nawet dłużej), no i postanowiłem was nakarmić kolejną porcją mych tekstów. Mam nadzieję, że wynagrodzi wam ona tą długą przerwę, a także pozwoli mi się znów wkręcić w wir pisania.
Od razu mówię, iż w lipcu i sierpniu nie maci tu po co wchodzić, bo będę całymi dniami powtarzał jak peon z Warcrafta 3 "Work, work. More work?"(tak, w tym momencie autor bloga chciał dowodnić swe lingwistyczne talenty i czyni to w jeden z najbardziej prostackich sposobów ever ^^).
Ale wracając do tematu wpisów, to na pewno uświadczycie kolejną część waszego ukochanego, sadząc po ilości komentarzy(a konkretniej ich braku^^), cyklu, czyli black jack. Trafi się pewnie znów recenzja jakiegoś filmu, a może również naskrobię coś na temat książek.

Co do książek to wreszcie zacząłem je czytać w sensownych dla mnie ilościach, tzn. od połowy maja, czyli moich faktycznych wakacji przeczytałem już 7 pozycji, więc plan przeczytania 30 książek do końca roku jest coraz bardziej realistyczny, co mnie bardzo cieszy.

Przy temacie książek będąc, warto wspomnieć o podręczniku do Neuroshimy, który mi niedawno doszedł. Nie jest to może książka w typowym tego słowa znaczeniu, bynajmniej podręcznikom do RPG-ów, chyba najbliżej, właśnie do tych papierowych tworów. Na wasze szczęście nie mam zamiaru robić z tego wpisu serii ochów i achów na jej temat. Powiem tylko tyle, iż podręcznik jest genialny i rozważam robienie z nim wielu niemoralnych rzeczy, których tu w trosce o wasze dobro nie opiszę;-).


Nie pisałem tu nie tylko z powodu zaczytania i pieruńsko wolnego neta, lecz także z przyczyn osobistych.
Ostatnio miewam dosyć nieciekawy okres, który można krótko podsumować zebraniem większości kryzysów naraz. Ogólnie sytuacja się powoli normuje, choć dwa (te najmocniejsze) mi ostały: kryzys twórycz(zabawna sprawa, bo w moich własnych oczach, na miano twórcy jeszcze nie zasłużyłem, droga przede mną jest długa i ciężka, oraz kryzys wieku średniego, będący moim niestety wiernym towarzyszem od naprawdę długiego czasu, który występując w tym wieku tworzy ciekawą anomalię.
Jakby mnie czytał jakiś student psychologii i potrzebował jakiegoś ciekawego przyadku, do magisterki to służę adresem i numerem^^.

By było jednak jasne, takie tematy jak ten powyżej będą miały tu miejsce nadzwyczaj rzadko. W końcu nie chcę, by to królestwo nie stało się miejscem moich wyżalań (za które uważam mojego starego fbl-a). No chyba, że chcecie, bo przecież vox populi, vox Dei.

I tym , jakże miłym akcentem kończę ten wpis i moją długawą przerwę.

Do następnego wpisu i komentujta!!!!!!!!!!!!!!