sobota, 22 października 2011

Polska to jesień?

   Yo ludzie!

   Jak zapewne wiecie mamy jesień. Jest to chyba nadziwniejsza pora roku, bo ma wiele obliczy. Ponadto jeśli się jej bliżej przyjżeć, to przypomina nasz kraj.
   Najlepszym tego przykładem są barwy. Jesień odznacza się prawdopodobnie największym spectrum kolorów. Wszystkie one jednak są skupione według pewnej palety.
Jest to szczególnie wyraźne, gdy uświadczamy słynnej złotej polskiej jesieni, która jest chyba najpiękniejszą porą roku.
Odznacza się ona przede wszystkim znaczną ilością żółci, czerwieni i kolorów z nimi związanych. Łączą się one z pojedyńczymi ostojami zieleni, które ze wszystkich sił starają się uzyskać zachwyt widza. Tworzy to niezwykle plsatyczny obraz.
Porównajmy go, do tych pól "pozłacanych pszenicą, postrebrzanych żytem", które ciągną się po horyzont. W tym morzu żółci ukazują się nam, niczym rybki, czerwone kwiaty maku, rosnącego między kłosami. Gdzieniegdzie mamy, pojedyńcze jabłonie, zachęcające szelestem liści na wietrze, do skosztowania ich wspaniałych owoców.
   Ukazują się nam bardzo podobne, szczególnie pod względem urokliwości i kolorystyki obrazy, z które przedstawiają niejako wizytówki tejże pory roku i typowego polskiego widoku.
    I nagle w listopadzie tracimy ten obraz, na rzecz surowości i monotonii. Taka jest też miejscami i Polska. Nasze państwo ma wiele obliczy, ich piękno jest różne i nie da się go opisać nie poruszając wielu, nierzadko skrajnie różnych aspektów.
    Jednak najważniejsza w mym porównaniu jest dusza jesieni.
Każda pora roku, ma swoją symbolikę, każda też nastraja do innych zachowań. Jesień bez wątpienia, jest najsilniej oddziaływująca na człowieka. Ten ogólny mrok, częste ulewy, a nawet ów silny wiatr tworzą niezwykły mistycym, tak bliski romantyzmowi. Nie bez powodu święto zmarłych jest właśnie w tym czasie ( i nie mówię tu o nędzny halloween, które jest pustą zabawą, pozbawioną prawdziwej atmosfery owych dni- dość powiedzieć, iż nie można go w jakikolwiek sposób porównywać z naszymi dziadami).
To własnie jesień, szczególnie ta późna, zbliża nas niebezpiecznie blisko, do tematu, który wywoływał u ludzi strach od zarania dziejów. Jest nim oczywiście śmierć. Również i inne rodzaje strachu wdzierają się do naszych umysłów. Niepewność towarzysząca niezywkle często w czasie jesieni powoduje, liczne figle, jakie płata nam wyobraźnia.
Kto się nie zagdza, nie z ręką na sercu oznajmi, iż czułby się całkiem pewnie wędrując nocą przez las, w czasie dużej ulewy.
   Ponadto jesień wyraża śmierć o wiele sugestywniej, niż zima. Tu przyroda w zasadzie umiera na naszych oczach. Czujemy jej słabość i bezsilnie przypatrujemy się agonii kolejnych roślin. Jesteśmy uczestnikami tego mrocznego pogrzebu, jaki matka natura organizuje swym dzieciom.
W zimie nie odczuwamy tego, aż tak mocno, w zasadzie oswajamy się z widokiem nagich gałęzi drzew i krzewów, pokrytych całunem  ze śniegu.
Widok ten jest bezpieczny, spokojny. Grób został zamknięty i mamy pewność, iż zmarły leży spokojnie.
Co innego ma miejsce w jesieni. Wtedy ta trumna nie zamknęła jeszcze swojego wieka, widzimy suchą twarz zmarłego i otoczeni tym strasznym wzrokiem, mamy wątpliwości, czy aby na pewno nie otworzą się te zamknięte powieki.
   Niezywkle istotny, jest też drugi symbol jesieni, a mianowicie nostalgia. Jesień przedstawia czas, gdy świat jest stary, a następnie umiera. Wydarzeniom tym towarzyszy wspominanie przeszłości. To niezwykle istotny aspekt polskości. Nasza tradycja opiera się w dużej mierzez na historii i starych tradycjach. Polakowi, nie wolno zapominać o trudzie przodków, bo to by oznaczało śmierć Polski.
Nie oszukujmy się jesteśmy narodem mocno specyficznym, mamy cechy zarówno zgrzybiałego straca, jak i pewnego siebie młodzika. Tworzy to mieszankę wybuchową, która przez tyle lat pozwalała zadziwiać świat naszych charakterem i determinacją w dążeniu do celu.
Również nasze wady w jakiś sposób kształtują naszą duszę, szczególnie ta bitność i pijactwo.

Nie zapominajmy więc o naszej narodowej duszy, pełnej zarówno partiotyzmu, waleczności, jak i skłonności do zabaw i zabobonów. Jest ona warta trudu, jaki w nią wkładaliśmy przez wieki i niech ta ciężka do zrozumienia i nienajprostsza w obyciu pora roku, jaką jest jesień wciąż nam o tym przyomina.

sobota, 15 października 2011

O tym, jak to lodówa potrafi zmienić człowieka.

Yo.

Kilka dni temu odpoczywając po serii kolejnych wykładów i ćwiczeń przypomniała mi się lodówa. Dla was jest to jeden ze sprzętów AGD, a w najlepszym razie chwilowy raj na ziemii ( w tym momencie pozdrwiam wszystkich studentów :-) ), jednak dla gdzieś tam podpisanego słowo to ma głębsze znaczenie. A jest nim wspomnienie Lodów Center, lecz nim się dowiecie co w tym takiego specjalnego, posłuchajcie proszę krótkiej historyjki.

Dawno, dawno temu, gdy Internet był darem, dla wybranych, a i oni się z niego nie mogli cieszyć bo jego prędkość była porównywalna ze sparaliżowanym żółwiem, żył sobie pewien Qń z Kielc. Był on niezwykłą istotą, na co wskazywała choćby pisownia jego imienia. Musicie bowiem wiedzieć, iż istniał niegdyś świat, który nie był ogarnięty powszechnym debilizmem, jak to teraz ma miejsce  i ludzi szokowały liczne błędy ortograficzne.
W każdym razie od początku było wiadomo, iż nasz zwierz jest powołany do wielkich czynów i tak też się stało.
Pewnego pięknego dnia zaświtała owemu Qniowi nad łbem ogromna żarówa (a musicie wiedzieć, że w owych zamierzchłych czasach Unia nie narzucała nam jeszcze swych organiczeń stąd ludzie świecili i ludziom świtały o wiele mocniejsze żarówy) i tak o to rzekł : "Ach, jakże smutne muszą być polskie ludziki. Nie mogą wcinać pizzy ze świeżutką, wrocławską trawką w czasie dedlajnu. Nie mają też przyjemności żłopania... yyy, kulturalnego picia...eee, coli z pewnymi Przemytnikami (występującymi w liczbie jeden, ale któż to tak na prawdę wię, w końcu nikt ich nie widział). Muszę więc stworzyć i im jakiś powód do szczęścia.
Tylko cóż to może być?" Po dłuższej chwili, której główną część zajęła gra w Unreala (bo koń, też człowiek i pograć lubi), nasz bohater wpadł na genialny pomysł. Jeśli mamy być dokładni, to w tym właśnie momencie zaświtała mu nad głową żarówka, która, jeśli mamy być jeszcze dokładniejsi wybuchła, bo doszło do zwarcia.
I koń wykrzyknął : "Wiem, zbuduję im królestwo i będę w nim mądrze rządził, a moi poddani zajmą się rozwojem swych talentów, przede wszystkim pisarskich. Hmmm tylko jak tu nazwać ową nowo powtałą potęgę? Już wiem! Ochrzczę ich nazwą mojej ukochanej firmy"- wykrzyknął nasz przedstawiciel nieparzystokopytnych. Warto jednak wspomnieć, iż mimo swych wielu talentów, nie umiał on pisać, więc wstukiwał losowe klawisze na klawiaturze. Stąd też nie znamy nazwy owej ukochanej firmy. Króleswto natomiast otrzymało nazwę Action Mag.

Królestwo się rozwijało. Wielu ludzi  zachęconych możliwością rozwoju swego pisarskiego talentu, przybyło do Action Maga, na którego ulicach publikowało swe dzieła. Ponadto z czasem powstały przeróżne gildie, zrzeszające osoby piszące, na konkretny temat. Każda gildia miała swój temat, niektóre upadały, inne zaś rosły w siłę, aż nadszedł kolejny dzień, który wywarł ogromny wpływ na ówczesne dzieje królestwa. Był to dzień, w którym powstała gildia inna, niż wszystkie. Miała ona ponurą sławę i wchodzili do niej tylko najmężniejsi.
Powstała Lodówa Center!!!!!!!!!!!!!!!!!

Jeśli miałbym porównać lodówę, do człowieka, byłby to szaleniec. Jednak nie jakiśtam wariat a świr przez duże "eś". To typ na tyle niebezpieczny, iż ludzie się go boją, na tyle dziki, iż trudny do okiełznania i co najgorsze, na tyle interesujący, że potrafił zafascynować grupę sobie podobnych ( do których się podpisuję wszystkimi kończynami).

W Lodówie było w zasadzie wszystko, co może być pozbawione senu. Recenzje jedzenia? Proszę bardzo! Gry w których zabijamy biedronkę(ten supermarket)? Oczywiście! I wiele, wiele innych, równie dziwnych atrakcji.
Wyróżnię również chore opowiadania. Słowo chore jest jedynym, jakie w jakimkolwiek stopniu pozwala oddać panujący tam klimat.

Mimo ataków, ze strony pozostalych twórców Action Maga, kącik ten trzymał się dzielnie, a nawet się rozwijał. Mogłoby się wydawać, iż taki stan, jak i sama Lodówa będą trwać wiecznie. Aż tu nagle czytamy, że mamy przed sobą ostatni odcinek.
No cóż coś pękło. Widać nie było tak pięknie, jak to z boku wyglądało. Mówi się trudno i idzie dalej.
Ale jednak coś się skończyło.

Lodówie zawdzięczam wiele, przede wszystkich mnóstwo wspomnień, ale też zachętę do pisania i dziwny humor. Wiem, że ten kącik w jakiś sposób mnie ukierunkował życiowo.
Głupia sprawa, bo ten paradoksalnie bezwartościowy i totalnie durny kącik, który w zasadzie miał pozwolić jego twórcom się dobrze bawić, znacząco wpłynął na kogoś ( może nawet nie tylko na mnie, cóż nie znam nikogo, kto czytał Lodówę, więc się nie wypowiadam).

Stąd też  owy wpis będący swoistym hołdem dla tego kącika i jego twórców. Posiada on również teoretycznie banalne i oczywiste przesłanie, o którym chyba jednak zbyt często zapominamy : nie odcinajmy się od naszej przeszłości i od naszych wspomnień, bo to właśnie one, nawet te najbardziej błahe nas kształtują.

P.S. Piszę o tym wszytskim, gdyż przypadkiem na devcu natrafiłem, na jednego z twórców Lodówy. Mam nadzieję, że kiedyś przeczyta te słowa ( i mnie nie zabije, za moją grafomnię xD ).

A na koniec: Eat shit and die!

wtorek, 11 października 2011

It's alive.

Yo ludzie.

Ten wpis jest typowo informacyjny. Otóż, jak pewnie niektórz z was wiedzą poszedłem na studia.
Tak więc siedzę na uczelni i czytuje różne dziwne książki, co potocznie się nazywa studiowaniem prawa, na UMCS-ie. Jest to stosunkowo miłe zajęcie, aczkolwiek skutecznie pochłania spory kawałek sił i czasu gdzieś tam podpisanego.
Objawia się to kilkoma strasznymi konsekwencjami do których trzeba zaliczyć niemożność prowaszenia sesji RPG, czytania książek dla przyjemności, czy pisania. W zamian dostajemy wspaniałe towarzystwo i spożywanie napoi alkoholowych i ilościach potocznie uznawanych za spore. Nie ma co wymiana z rzędu tych powiedziałbym ciekawszych, choć niekoniecznie opłacalnych.

Stąd też ów wpis, mający na celu udowodnienie, że ja, jak i mój blog jeszcze nie umarlismy do końca.


Mówiąc krótko i treściwie(to ja tak potrafię?), z racji czasu, który potrzebuję na aklimatyzację, na mym jakże zacnym wydziale, moja nędzna terminowość ulegnie pogorszeniu(tak, jest to możliwe). Nie znaczy to, że zawieszam tego bloga. Po prostu mam aktualniemniej czasu na jego prowadzenie, bo muszę kiedyś czytać te nudne podręczniki, te jakże wspaniałe komiksy internetowe, a także pisać opowiadnia.

Proszę więc o wyrozumiałość.
No a wszystkich chętnych, którzy chcą się spotkać w Lublinie ze mną, lub są ciekawi, jak się rozmawia ze świrem-prawnikiem, zachęcam do pisania na moje gg:10661286(gdzie zresztą w opisie oznajmiam o pojawieniu się nowego wpisu).

No, to trzymajta się ludzie i do następnego, oby jak najszybszego wpisu.