niedziela, 26 sierpnia 2012

Neil Armstrong

Wczoraj zmarł Neil Armstrong. Miał 82 lata. Jak zapewne każdy wie, mowa o pierwszym człowieku na Księżycu. Neil swym wyczynem dowiódł, że wciąż można zrobić coś wielkiego, granice da się przekroczyć. Historia bowiem nie przestała czekać na śmiałków, którzy zaskarbią sobie jej względy. Zasłużenie staną się oni bohaterami. Ludzie będą o nich często mówić, głównie w superlatywach. Dzieci obiorą ich, za swoich idoli, którzy będą motywować do rozwijania pasji. Staną się herosami współczesnych mitów. Status ten nie jest dostępny dla każdego. Trzeba być wyjątkowym, wyróżnić się w tłumie. Co ważne ponadprzeciętność odnosi się nie tylko do zalet. Neil odbył swoją słynną podróż wraz z Buzzem Aldrinem. Wiele osób może zapytać, któż to taki? Otóż mowa o człowieku, który miał pierwszy stanąć na Księżycu. Buzz ukończył Akademię Wojskową, był pierwszym w historii astronautą z tytułem doktora. Wydawać się mogło, że to idealny kandydat, na bohatera tego historycznego wydarzenia. Jednak mimo planów, w niewyjaśnionych okolicznościach to właśnie Neil pierwszy stanął na naszym naturalnym satelicie. Można bronić Armstronga, albo wręcz przeciwnie. Można tworzyć teorie, dlaczego lądowanie nie przebiegło według planu. Jednak najprawdopodobniej nasz bohater poczuł powagę wydarzenia i zwyczajnie wykorzystał sytuację, aby zostać zapamiętanym przez historię. Nie chcę jednak krytykować go za to. Przeciwnie. Można wręcz powiedzieć, że idealnie na swoim przykładzie ukazał on przepis na sukces w naszym niełatwym świecie. Któż bowiem zasługuje na miano bohatera, jeśli nie osoba łącząca ciężką pracę, z umiejętnością wykorzystania okazji. Jasne, to wątpliwe moralnie i nieuczciwe wobec oszukanych, jednak aby osiągnąć sukces należy idealnie poznać reguły gry, a one nigdzie nie wspominają o fair play. I za to właśnie, że potrafił walczyć o sukces za wszelką cenę, należą się Neilowi Armstrongowi nasza pamięć i szacunek.