środa, 22 lutego 2012

Þetta er það lengsta sem ég fer.

Witajcie.

Powyższy tytuł ma na celu ukazanie jednego z wielu wspaniałych talentów twórcy tegoż bloga, jakim jest znajomość Islandzkiego ;-) . Oczywiście to jeden z najtańszych chwytów, jaki można zastosować, choć nie przeczę, iż chętnie nauczyłbym się tegoż języka.

Gwoli informacji tytuł ściągnąłem ze wspaniałej piosenki, której link znajdziecie poniżej. Oznacza on w naprawdę bardzo wolnym tłumaczeniu (bo jak inaczej nazwać tłumaczenie z tłumaczenia, zamieszczonego na youtube ^^) "to moja najdłuższa podróż".

Wyżej wspomniany link: http://www.youtube.com/watch?v=A6j7mUxGz20

Jak nietrudno stwierdzić wpis będzie dotyczył drogi.

Dla wielu droga to zaledwie kawałek chodnika, bądź ścieżki, ale czy aby na pewno jej rola ogranicza się do materii po której stąpamy?
Czasem staje się ona portalem do niezwykłego świata. Pozwala nam podziwiać hipnotyczną grę świateł, dostrzegać niuanse otaczającego nas świata i dać czas by w milczeniu oddać się przemyśleniom i marzeniom.
Każdy przeżywa czasem chwile, w których musi odpocząć od trosk dnia codziennego, przystopować, zebrać myśli. Niektóry wtedy kładą się na łóżku, bądź kanapie, zamykają oczy i delektują się spokojem, inni słuchają muzyki, jeszcze inni spacerują.
Nie chcę tu wywyższać spaceru, nad inne formy relaksu. Każda z nich ma swoich zwolenników, a i oni nie są im bezwzględnie oddani. Wszystko zależy od sytuacji.
Wróćmy jednak do drogi. Kiedy tak chodzimy stajemy się częścią otaczającej nas rzeczywistości. Przybieramy formę komórki ściśle powiązanej z organizmem, jakim jest świat. Nie potrafimy bez niego istnieć.
Jednak nasze zmysły przenoszą się jakby do innego wymiaru, w którym każdy szczegół urasta do rangi niezwykłego wydarzenia. Ba! Stara się on ze wszystkich sił skupić naszą uwagę i odciągnąć od innych jemu podobnych. Ta wspaniała rywalizacja pozwala nam dostrzec świat z nieco innej perspektywy. Widzimy wtedy więcej, czujemy mocniej, słyszymy wyraźniej.
Mimowolnie wpadamy w trans i niczym widz w kinie podziwiamy to przecudne dzieło.
Ten jednak się kończy gwałtownie i boleśnie, wraz z dojściem do celu naszej drogi. Wtedy zauważamy, iż cali drżymy z powodu przeszywającego nas wiatru, deszcz złośliwie pada nam na twarz i mamy przed sobą wątpliwą przyjemność spędzania czasu z historią prawa polskiego :-). Jesteśmy jak dzieci wracające do surowej, lecz kochającej matki, na którą tak mocno złorzeczymy, ale którą w głębi serca darzymy ogromnym uczuciem.


Wielu uwielbia ten stan, w którym poznajemy tą magiczną odsłonę otaczającego nas świata. Stąd też powstały filmy z gatunku kina drogi. Dziełem, które nawiązuje doń jest Drive.

Drive ciężko oceniać w kategoriach "zwykłego" filmu. To bardziej emocje i wspaniała wizja artystyczna przelane na taśmę filmową.
No bo o czym on opowiada? Ano o w gruncie rzeczy banalenej historii miłosnej, przeplatanej z wątkiem sensacyjnym. Jednak to nie treść ukazuje piękno tego filmu, a jego forma.
Drive jest dziełem bardzo oszczędnym w środkach, zarazem ukazującym wspaniałe wyczucie medium przez reżysera. Napięcie budują tu szczegóły takie jak tykanie  zegarka. Podobnie jest zresztą z uczuciem głównych bohaterów.Zostało ono wyrażone przede wszystkim za pomocą wzajemnych uśmiechów i spojrzeń.
Film idealnie wykorzystuje największą zaletę kina, jaką jest ruchomy obraz. Relacje pomiędzy głównymi bohaterami często są przedstawione za pomocą kilkuminutowych scen praktycznie pozbawionych dialogów. Posiadają one jednak niesamowitą siłę wyrazu, tak wielką, iż widz dostrzega zbędność słów i dziękuje w myślach reżyserowi za brak jakiegokolwiek dialogu, który doszczętnie zniszczyłby atmosferę tychże scen.

Sposób przedstawienia emocji nie jest bynajmniej jedynym pokazem kunsztu duńskiego mistrza.
W zasadzie cały film mistrzowsko operuje światłem i detalem. Nic nie jest zbędne, a to ascetyczne wręcz minimum treści pozwala nam dostrzec piękno Drive'a. Każdy błysk światła nocnego Los Angeles, pozwala nam dać się ponieść magicznemu nastrojowi noir, doprawionego nutką oniryzmu.
Całość uzupełnia wspaniała muzyka, stylizowana na pop z lat 80. Te spokojne dźwięki idealnie się komponują z obrazem.
Ponadto Drive to wręcz kopalnia odniesień do różnych gatunków kina i celowe wykorzystanie archetypów w nich istniejących. Każde z nich pozwala spojrzeć na całość z nieco innej perspektywy, a przez co odebrać ten film nieco inaczej. Dodam tylko, iż odnalazłem nawiązania do wspomnianego kina drogi, filmów z lat 80. i westernu, choć to pewnie wierzchołek góry lodowej.

Drive polecam każdemu, bo ten film albo pokochacie, albo się na nim zanudzicie na śmierć, jednak w tym wypadku warto zaryzykować.
Nie wystawiam mu jednak oceny, bo nawet 10/10 jest w moich oczach obrazą tego dzieła, które wymyka się jakiejkolwiek klasyfikacji.

Warto dodać, iż można go kupić na dvd za 30zł, do czego was szczerze zachęcam i nie oglądajcie jego trailerów, gdyż nastawią one was na zupełnie inny film.

P.S. Mam w planach zmianę wizualną tegoż bloga. Wszelkie propozycje w tej sprawie piszcie w komentarzach, lub ślijcie wiadomości na moje gg:10661286
Oczywiście wszelki inny odzew z waszej strony, czy choćby chęć rozmowy jest także mile widziana :-)

P.S.2 Miałem wrzucić grafikę z plakatem Drive, ale blog się buntuje także wybaczcie.

P.S.3 Wspinaczka to piękny sport, który mnie zauroczył. Zobaczymy, co na mnie będzie mocniej oddziaływać, zakwasu, czy też tenże urok? ^^

No to do następnego wpisu.

niedziela, 12 lutego 2012

Wspomnień czar.

Hej!

Ostatnim czasy naszło mnie na poczytanie komiksów z Kaczorem Donaldem. Warto zaznaczyć, iż dzieckiem będąc byłem wielkim fanem, wręcz fanatykiem historyjek o wspomnianym ptaku i jego rodzinie.
Komiksy te stoją na naprawdę wysokim poziomie. Zawdzięczają to przede wszystkim ciekawym scenariuszom, wykorzystujących charakterystyczne motywy związane z poszczególnymi członkami kaczej rodziny. Jednak są one zaledwie punktem wyjścia do różnorodnych i nierzadko zaskakujących przygód.
Trzeba też wspomnieć o licznych i jednocześnie naprawdę dobrych gierkach językowych i aluzjach do popkultury, które są zawarte w tychże komiksach. Zaznaczę jednak, iż mówię to jedynie na podstawie polskiego tłumaczenia, bo czytanie ich w oryginale wciąż odkładam na później.
Kolejną zaletą są rysownicy. Było ich wielu i mieli oni wpływ nie tylko na wygląd Donalda, jak również na wizję świata w którym Kaczory żyją. Oczywiście istnieje kanon, którego wszyscy się trzymają, ale wszelkie informacje w nim nie zawarte zostały przedstawione na wiele różnych sposobów i często opisują sprzeczne wobec siebie wydarzenia. Jest to szczególnie wyraźne w historiach, opisujących życie bohaterów.

Może się to wydać dziwne, lecz mimo wszystko odradzam tego typu wspominek. Szczególnie jeśli mają one polegać na nagłym przypomnieniu sobie danego tworu. Jak zapewne doskonale wiecie, liczne powroty  do wspominanych dzieł brutalnie obdzierają je z nostalgii i często powodują naprawdę spory zawód.
Czy jednak nie warto odświeżać sobie ulubionych filmów, bądź książek? Oczywiście, że warto! Należy jednak to czynić ostrożnie. Początkowo radziłbym poczytać ich temat. Recenzje, bądź opinie innych osób, które się zetknęły z interesującym nas dziełem są łatwe do odnalezienia w internecie, a nierzadko pozwalają nam "przygotować się" na właściwy odbiór.
Nie należy też przesadzać w drugą stronę, a więc wyszukując dowolnej, nawet najdrobniejszej informacji. Jest to bezsensowne, bo czym wtedy byłby ten powrót, jeśli nie całkowicie obdartym z emocjonalności sprawdzeniem zgodności z informacjami na jego temat?

Na koniec polecam wam powroty do ulubionych dzieł młodości i oby jak najmniejsza ich liczba kończyła się zawodem.

W ramach bonusu dodaję tu link do strony internetowej, na której możecie poczytać bodajże większość historyjek o Donaldzie i nie tylko, narysowanych przez najważniejszych rysowników Kaczora.


http://disneycomics.free.fr/index.php