wtorek, 5 lipca 2011

Historia pewnego pijaka.

Yo ludzia!

Ci co tu jeszcze wytrwali, zdążyli zauważyć, że regularność nie jest moją najmocniejszą cechą, stąd też kolejny wpis, w tak krótkim odstępie czasu.

To ciekawe, a dla mnie osobiście wspaniałe, jak łatwo mnie natchnąć. Za dzisiejszy przypływ weny odpowiada suchy chodnik w parku, który przed deszczem ochroniło drewno ławki.
Od razu przepraszam za powtórzenia(jeśli się pojawią) i szereg uproszczeń. Są one spowodowane spontanicznością, towarzyszącą tworzeniu tego wpisu.
No to jedziem:

Wszyscy znali go, jako tego nędznego kloszarda, często upijającego się do nieprzytomności. Dla nielicznych, był on Sławkiem, grupa ta składała się głównie z jego kolegów po kieliszku. Jednak nie zawsze tak było.
Sławomir Wiśniewski, bo o nim mowa, był szanowanym mieszkańcem, swego rodzinnego miasta Ostowca Świętokrzyskiego.
Sprytnie wykorzystał nikłą, konkurencję w okresie transformacji i założył całkiem spory sklep z częściami do samochodów.
Wiodło mu się całkiem nieźle i jedynym poważniejszym problemem były częste kłótnie z córką. Przypominała swoją matkę, zachłanną, egoistyczną kobietę, z którą był w zasadzie z przyzwyczajenia, no i w końcu "co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela". Więc nie rozdzialał.
Sławomir nie wiedział do końca, co do niej czuje. Postanowił więc prowadzić swoje życie na zasadach, rządzących biznesem, w końcu dawało to wymierne kożyści, a przynajmniej nie powodowało, aż tak wielkich strat.
Naczelną zasadą był "spokój przede wszystkim". Nie ma sensu działać pochopnie, serce w końcu jest niezbyt wiarygodnym doradcą.
Dlatego też Elżbieta, jego żona mieszkała w zakupionym przez niego domu i dostawała milczącą zgodę, na wydawanie dużych pieniędzy, często bez sensu. Sławomir uważał, że problemy w domu są wyłącznie jego winą i sądził, iż jeśli Elżbieta dostanie to co chce będzie go kochać. Tak jak to dawniej czyniła.
Tak się jednak nie działo i właściciel sklepu nieraz zaciągał kredyt, na wakacje do ciepłych krajów dla swej żony i córki. Sam nie wylegiwał się na słońcu, bo cenił pracę i z chęcią sam stawał za ladą swojego sklepu.
Życie Sławomira, szybko stało się monotonnym ciągiem: praca, kłótnia w domu, praca, zachcianki kobiet, pożyczka, praca, spłacenie długu.
Wtedy, gdy Wiśniewski zaczął się przyzywczajać do tego ciągu wydarzeń i traktować go, jako naturalną kolej rzeczy, stało się coś co zniszczyło cały układ.
W Ostrowcu otworzono ogromny sklep z towarami, które sprzedawał Stanisław. Była to koejna filia ogromnej sieci.
Powstała bardzo szybko, bo odkupiono budynek, od jeden z wielu sieci supermarketów.
Ponadto nikt do końca nie wiedział, jaki typ sklepu ma powstać, wszelkie informacje uzyskiwano z często błędnych plotek.
W tym samym czasie Sławomir, czując zbliżające się zagrożenie postanowił poszerzyć asortyment swoich towarów, był to jednak ogromny błąd, który spowodował ogromne straty.
Był to czerwiec, więc żona z córką zarządały pieniędzy na kolejne wakacje. Wiśniewski wiedział, iż będzie to spory wydatek i długi są teraz ryzykownym posunięciem, ale rodzina jest najważniejsza i to o nią powinien dbać na pierwszym miejscu,a nie o firmę.
Pożyczkę pobrał szybko i sprawnie. Wtedy zaczęły się kłopoty.
Sklep Sławomira z każdym dniem odwiedzało coraz mniej klientów, w końcu nie uczęszczli do niego nawet dobzi przyjaciele właściciele.
I nadszedł termin spłaty.
Wisniewski nie miał pieniędzy, więc pistanowił zyskać na czasie biorąc kolejną pożyczkę. Powtsała w ten sposób sztuczna bańka pozornie tylko gwaratująca bezpieczeństwo, bo jej pęknięcie było nieuniknione. Nastąpiło to w momencie bankructwa sklepu. Dzień później(idealne wyczucie czasu rządowych papierów) przyszedł kolejny z kolei list ponaglający do spłaty pożyczki. Wpadł on w ręce Elżbiety, a ona zareagowała błyskawicznie. Szybki rozwód i łatwe pieniądze zdobyte dzięki intercyzie.
Sławomir zaczął sporo pić. Nigdy niue stronił od alkoholu, piwo było stałym elementem jego kolacji, a nieraz i obiadu. Dosyć często serwował sobie też Martini. Krótko mówiąc pił codziennie i sporo, ale nie był to problem, gdy miał pieniądze. Teraz pieniędzy nie było,a problem urastał do rozmiarów ogromnej katastrofy.
Sławomir postanowił jednak kupić wódkę. Dużo wódki. Przez kilka dni jego życie opierało się na piciu wody ognistej.
Jednak, gdy otrzeźwiał, a zasoby alkoholu się skończyły ujrzał nad sobą twarz komornika. Ten zabrał mu wszystko, z niekłamanym uśmiechem na twarzy.
Sławomir zabrał jedynie odrobinę pieniędzy jaka mu została i kilka kompletów ubrań i udał sie pod sklep, pod którym codziennie się upija z żalu i przyzywczajenia.


Każdy z nas spotyka na swej drodze pijaków. Zazwyczaj kontakt ogranicza się do pogardliwego spojrzenia. Warto jednak poznać lepiej tych ludzi, bo nie wszyscy są głupcami, których całe życie krąży wokół alkoholu. Są między nimi też ludzie przegrani, można nawet ktoś, kogo historia jest podobna do powyższej.

Oczywiście osoby i wydarzenia są fikcyjne.


Mały komunikat, od września będę się starał dawać przynajmniej jeden wpis w tygodniu, ale aktualnie na dwa miesiące blog zamilknie, bo jadę do pracy, gdzie raczej nie będę miał dostępu do komputera.

Jeśli ktoś się chce zaopiekować tym królestem, lub zwyczajnie pogadać, to niech pisze na tel (jesli ma mój nr), lub na gg, pod numer:10661286.
Mam gg na telefonie, więc będę się na nim dosyć często pojawiać.

To na razie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz