23-25 listopada odbyła się trzynasta edycja lubelskiego konwentu fantastyki Falkon. Tematem przewodnim była postać czarnego kota Licho, który - zgodnie z numerem edycji - miał przynosić pecha imprezie.
Aby nie trzymać was dłużej w niepewności od razu powiem, że zwierzak spisał się na medal. Niestety.
Tegoroczny Falkon odbył się na Targach Lublin i szkole naprzeciwko - zapewne wpłynęła na to zbyt wysoka kwota wymagana od dotychczasowego gospodarza, Wyższej Szkoły Przedsiębiorczości i Administracji; informacja ta nie jest pewna, jednak liczne głosy tak właśnie argumentowały brak tegorocznej edycji Nejiro, drugiego konwentu organizowanego przez lubelską Cytadelę Syriusza.
Nowe miejsce - niestety - wpłynęło negatywnie na całość konwentu: już na samym początku fani zostali negatywnie zaskoczeni ceną - bilet na 3 dni kosztował bowiem 40 złotych, a więc tyle samo, co poprzednia, czterodniowa edycja.
Ponadto, samo rozmieszczenie atrakcji było niewygodne - większość paneli odbywała się w szkole po drugiej stronie ulicy. Niestety, przejście dla pieszych było nieco oddalone od wejścia na Targi, przez co wiele osób przechodziło ulicę na przełaj, aby zaoszczędzić kilka minut. Na szczęście nikomu nic się nie stało, ale wypadek był bardzo prawdopodobny.
Nie byłoby to jednak na tyle poważną wadą, gdyby rekompensowałby ją sam program imprezy. Ten, niestety, również zawiódł - najciekawsze punkty się pokrywały, przez co wiele osób (w tym ja) musiało często rezygnować z co ciekawszych paneli i konkursów na rzecz innych. Co gorsza: większość programu była albo nieciekawa, albo niedopracowana. Praktycznie poziom utrzymały „pewniaki” takie jak MasterMind, czy LansMacabre, oraz twórcy konkursów z wiedzy o Warhammerze i systemach RPG (choć są to moi dobrzy znajomi, więc pewnie na moja ocenę w jakiś sposób wpływają prywatne relacje), dlatego mimo pozornego ogromu atrakcji wiele godzin spędzało się na spotkaniach z przyjaciółmi lub bezcelowym szwendaniu.
Z tą opinią zgadzało się wielu uczestników imprezy, potwierdzały ją również tłumy oblegające halę przeznaczoną na gry planszowe i karciane. Swoją drogą nigdy na Falkonie nie zostało oddane aż tyle miejsca na wspomniane gry, jednak mimo tego wiele osób miało problem ze znalezieniem pustego stolika.
Licho szczególnie się postarało jeśli chodzi o spotkania z pisarzami - Jakub Ćwiek nie przybył na konwent, natomiast spotkanie z Andriejem Diakonem, mimo efektownego wejścia, okazało się być nadzwyczaj nudne - winę za to ponosiła tłumaczka, która w naprawdę nieciekawym stylu tłumaczyła wypowiedzi pisarza, a nawet osoby nieznające rosyjskiego słyszały, iż Andriej mówi i wiele więcej, i ciekawiej.
Jak na razie wpis ten składa się wyłącznie z narzekań, lecz czy nie było więc jakichkolwiek zalet? Było i to wiele!
Pozostali pisarze stanęli na wysokości zadania, nawet nie za ciekawe panele i konkursy dawały mnóstwo frajdy. Jest to jednak zasługa wspaniałych uczestników, którzy napełnili Falkon niesamowitą ilością pozytywnej energii, za co zresztą w tym miejscu chciałbym im serdecznie podziękować.
Falkon nie spełnił więc pokładanych w nim nadziei mimo, iż nie były one wygórowane, jednak z drugiej strony dał mi i wielu innym uczestnikom mnóstwo zabawy, a przecież o to chodzi w konwentach.
P.S.1 Dziękuję wszystkim, z którymi spędziłem czas i których poznałem na tegorocznym Falkonie - byliście wspaniali! Mam nadzieję, że spotkamy się za rok (albo i wcześniej).
P.S.2 Nauczyć Jarosława Grzędowicza własnego systemu palenia papierosów i przejrzenie 4. tomu Pana Lodowego Ogrodu przed premierą - bezcenne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz