Ten wpis bezie specyficzny, bo spróbuje napisać recenję filmu, no to ruszamy.
Dziś postanowiłem zmierzyć się z dziełem, powszechnie uznawanym za klasykę kina.
"Bezsenność sprawai, że nic nie jest realne."
Fight Club, bo o nim mowa opowiada historię, jednego z wielu pracowaników wielkiej firmy. Od typowego przedstawiciela tego typu pracy, głównego bohatera wyróżnia jego schorzenie. Jest nim bezsenność.
Co ciekawe rozwiązanie tego problemu następuje stosunkowo szybko, jednak nie ono jest sednem fabuły.
Ta zaczyna sie rozwijać właściwie od spotkania Tylera Durdena.
"Nie miałem jeszcze tak interesującego dawkowanego przyjaciela."
Tyler jest na tyle nietuzinkową personą, iż zasłużył na osobny akapit. Ten meżczyzna, trudniący się chyba każdą pracą, zarezerwowaną dla tych, którzy nie mieli szczęścia być szychami we współczesnym świecie, jest sprawcą wydarzeń, wokół których obraca się cała (pogmatwana zresztą) fabuła.
Bynajmniej nie jest on tak ceniony, za swą wszechstronność. Ten dosyć prosty człowiek, ma swoją filozofię życia niesamowicie silnie kolidującą z powszechnie uznawanym ładem. Ponadto, jako człowiek czynu postanawia naprawić świat. Oczywiście jako osoba nietuzinkowa, działa scecyficznie. Próżno więc szukać w filmie facetów noszących majtki na spodniach.
Wpływ Tylera jest niesamowicie silnie odczuwalny. To on jest inicjatorem wydarzeń wokół których toczy się akcja. Siła tej postaci, spotęgowana przez świetna grę aktorską Pitta, coraz silniej oddziałuje, na głównego bohatera, który coraz bardziej odchodzi w cień, stając się jedynie obserwatorem planu naprawy świata.
"Jak wielu innych, zostałem niewolnikiem instynktu samozadomowienia się."
Film ten zasługuje na swe zaszczyty nie tylko z powodu znakomitej fabuły, czy gry aktorskiej. Niezwykle istotny jest aspekt filozoficzny.
Główny bohater jest jednym z milionów pracowników wielkiej korporacji. To swego rodzaju stereotyp współczesnego człowieka, który nie był tak wyraźny w Polsce, gdy film wchodził na ekrany. Te 12 lat i zmiany, jakie zaszły nad Wisłą pozwalają lepiej zrozumieć główne przesłanie Podziemnego Kręgu.
Mamy tu do czynienia z ostrą krytyką konsumpcjonizmu, który zdążył się zadomowić i w naszym kraju. Standardy zachodnioeuropejskie i amerykańskie stały się również naszymi.
Pozwala to zrozumieć dlaczego i w jaki sposób Tyler walczył z panującym ładem.
Jest w tym również zawarte wytłumaczenie popularności tytułowych podziemnych kręgów. Ludzie, a szczególnie męższczyźni przyzwyczajeni do testowania swego charakteru stają się nie do końca tego świadomymi, aczkolwiek posłusznymi niewolnikami kapitalizmu. Indywidualizm staje się coraz bardziej rzadki. Nic więc dziwnego, że ci męższczyźni chcieli poznac swoje cechy, które były od nich coraz bardziej odległe z powodu ujednolicenia się w pracy, czy domu.
A coż lepiej pozwala nam poznać siebie, jeśli nie znajomość swego charakteru i bólu. Tą wiedzę kryje w sobie walka.
"Samodoskonalenie to masturbacja."
NIezwykle istotnym elementem tego tytułu jest muzyka. Widz wyraźnie odczuwa jej związek z wydarzeniami na ekranie. Jest ona tłem wydarzeń. Tylko tyle i aż tyle, bo bez niej film nie byłby taki sam. Została ona idealnie powiązana z fabułą, ani razu nie kolidując z klimatem filmu, a nawet go wzmacniając. No i to doskonałe kawałki z nurtu elektroniki, oraz rocka, szybko wpadające w ucho i nie pozwalające o sobie zapomnieć.
"Walka dawała nam poczucie zbawienia."
Niezwykle istotnym elementem są same walki. Choć wraz z rozwojem fabuły coraz bardziej tracą na znaczeniu, to ich wpływ jest silny, aż do ostatniej minuty.
Zasługują one to dwóm czynnikom: komentarzom głównego bohatera i oprawie. Znakomite zdjęcia, pokazujące nie tyle wymianę ciosów, co pojedynek charakterów zaklęty w pięściach wywołuje ogromne wrażenie. Zostaje ono spotegowane niesamowitymi efektami specjalnymi. Są one na tyle sugestywne, iż poruszyły mnie, mimo obejrzenia znacznej ilości filmów z gatunku gore. Tutaj złamany krew i plama krwi są niepokojąco realistyczne i to mimo odległego czasu, jaki minął od premiery.
Ogólnie efekty specjalne, zastosowane w tym tytule maja niezwykłą siłę, o czym świadczą właśnie walki, czy ostatnia scena.
"Poznałaś mnie w bardzo dziwnym momencie mego życia."
Fight Club jest filmem, który mogę każdemu szczerze polecić. Wysunę nawet odważne stwierdzenie, że to najlepszy film jaki kiedykolwiek obejrzałem.
Mamy w nim niebanalne przemyślenia na temat kapitalizmu, ukazane jako dialogi wspaniałych charakterów. Wszystko dopełniają niesamowite walki i hipnotyzująca muzyka.
Nie polecam tego filmu na lekki wieczorek ze znajomymi, gdyż zasługuje on na pełną uwagę.
10/10
P.S. Wszystkie śródtytuły sa oczywiście cytatami z filmu.
I jak wam sie podobało? Piszcie co sądzicie o tego typu tekstach. Chwalcie (bo to miłe), wytykajcie wady (bo to niezbędne do rozwoju), lub bluzgajcie (bo fajnie jest się ponabijać z czyjejś głupoty^^). Tylko nie zostawcie tego bez odzewu!
Postaram się pisać częściej, choc oczywiście reguralność nie była moją mocną stroną, to od teraz postaram się publikować jakiś wpis co najmniej co sobotę (choć może, gdy będzie czas i wena, częściej będę was męczył moją radosną "tfurczościom" xD ).
To do następnego wpisu.
z mojego małego doświadczenia pisania blogów powiem Ci tyle, że ciężko przyciągnąć ludzi opisując swoje przemyślenia i pisząc "ambitnie", że tak to określę. najlepiej sprzedają się blogi z opowiadankami o miłości ;) jednakże trwaj w swoich założeniach i przemyśleniach, bo ludziom często trudno jest odpowiedzieć na Twoje myśli.
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki i pozdrawiam :)
Dzięki za miłe słowa i średnio rozumiem tą trudność z odpowiedzią na moje myśli. No ale jak sama pewnie rozumiesz niska frekwencja i brak odezwu, szczególnie gdy na niego liczę(np bo chcę wiedzieć co robię źle w recenzji) jest niezbyt przyjemny i podważa sens dalszego pisania.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą zarzuć adresem swego bloga, bo ja chętnie poczytam twory bardziej doświadczonej koleżanki po piórze :-) .
Kiedy czytam blogi ludzi opisujących swe myśli, odczucia itp. zazwyczaj brak mi słów, żeby napisać jakikolwiek komentarz, a nienawidzę pisać bez sensu ;)
OdpowiedzUsuńwszelakie znaki po mojej twórczości zostały usunięte, by nie szpecić żadnego bloga i nie niszczyć wrażeń estetycznych kulturalnych ludzi :)
pozdrawiam.
PS nie ważne czy ktoś komentuje, pisz dalej. może będziesz jednym z tych późno odkrytych twórców
Wiesz gdybym nienawidził pisać bez sensu, tobym nie pisał wcale bo notki powstają na totalnym spontanie^^.
OdpowiedzUsuńNo a co do pe esa to nie łechtaj tak mojego poziomu pisania bo jeszcze w to uwierzę ^^.
Spontan nie jest zły i to, że piszesz na spontanie wcale nie oznacza, że piszesz bez sensu ;) naprawdę, czytałam blogi, które gdybym mogła to bym zniszczyła, Twój jest bardzo ok, dobrze piszesz.
OdpowiedzUsuńjestem absolutnie szczera. spędzam wiele godzin czytając blogi różnych ludzi i na niewielu pojawiam się kilka razy, by sprawdzić co nowego ;) kończąc mą wypowiedź apeluję o nowy wpis :)
pozdrawiam